Odkryta przypadkiem, spośród niezliczonej ilości mniej znanych produkcji
znajdujących się w eShopie, okazała się ukrytą perełką i udanym
powrotem do lat 90 – czasów, w których grałem bez opamiętania na
ośmiobitowym Commodore 64. Gunlord X niczym wehikuł czasu zabrał mnie w przeszłość i wtedy wróciły wspomnienia.
Najpierw był Turrican
Swego czasu, byłem wielkim fanem produkcji określanych na zachodzie jako run’n’gun. Jedną z moich ulubionych gier z tego gatunku był Turrican
– tytuł na pewno będą kojarzyć gracze z czterdziestką na karku –
szczególnie posiadacze Commodore 64 i Amigi. Dla tych, którzy nie grali,
produkcję tę można zaklasyfikować jako platformówkę akcji 2D z
elementami Metroidvanii, lekko przyprawioną nutą kosmicznych strzelanin, z których przywołanie kultowego R-Type
będzie jak najbardziej trafne. Niestety, podobnych gier było w
późniejszym czasie jak na lekarstwo, ale znalazła się grupa zapaleńców z
NG:DEV TEAM, która postanowiła stworzyć godnego następcę Turricana.
Tak oto narodził Gunlord, który po raz pierwszy ukazał się w 2012 roku
na konsoli NEO GEO, następnie zawitał na Dreamcasta, a w 2019 roku
ukazał się na Nintendo Switch i PlayStation 4.
Uzbrojony aż po zęby
Jak na miano Gunlorda przystało, główny bohater dysponuje potężnym
arsenałem broni, zdolnym wyciąć w pień najgorszych łotrów w całej
galaktyce. Poza główną bronią, którą można zmieniać w często ukrytych,
unoszących się dystrybutorach, do dyspozycji jest mój ulubiony laser,
który możemy obracać prawym analogiem o 360 stopni, do tego bomby,
których wybuch powoduje powstanie podwójnej fali energii, zamieniającej w
pył wszystko, co znajduje się w jej zasięgu. Jakby tego jeszcze było
mało, protagonista może przybrać formę turlającej się kuli,
umożliwiającej po drodze podkładanie ładunków wybuchowych. Wszystko to
sprawia, że gracz ani na chwilę nie odczuwa nudy, a wszechobecna
rozwałka daje niesamowitą frajdę.
Powrót do lat 90
Gunlord X wyróżnia się ciekawymi projektami poziomów.
Poszczególne etapy są różnorodne. Zawierają sekretne miejsca, zmuszają
wręcz do wykorzystania w pełni dostępnego arsenału broni, aby przeżyć w
starciu z hordami obcych, czającymi się na każdym kroku. Miłym
urozmaiceniem okazały się krótkie etapy wzorowane na kosmicznych
strzelaninach. Lot myśliwcem i końcowy boss w drugim poziomie przywołał
wspomnienia z R-Type. Lokacje na pierwszy rzut oka mogą
wydawać się obszerne, to raczej nie ma mowy o tym, żeby się zgubić.
Porozrzucane tu i ówdzie drogowskazy pomagają dotrzeć do upragnionego
celu. Nie myślcie jednak, że Gunlord X jest grą łatwą.
Czasami potrzeba dużo cierpliwości i główkowania – szczególnie w walkach
z bossami. Spoglądając na screeny, wielu z Was może skojarzyć je z
latami 90 i Amigą. Tak właśnie jest. Oprawa graficzna to 16-bitowa uczta
dla oka z wylewającymi się z ekranu żywymi kolorami i 60 klatkami na
sekundę zarówno w trybie zadokowanym jak i przenośnym. W wersjach na
Nintendo Switch i PS4 twórcy dodali specjalne opcje graficzne, aby
dostosować wygląd gry według własnego uznania. Fani retro na pewno
ucieszą się z filtru scanlines, który sprawia, że gra wygląda niczym jak
na starych telewizorach / monitorach CRT. Jako że Gunlord pierwotnie
ukazał się w formacie 4:3, dostępna jest możliwość rozciągnięcia obrazu w
poziomie lub dodania ramek po bokach.
Na osobny akapit zasługuje ścieżka dźwiękowa. Jest tak dobra, że chcesz
do niej wrócić po ukończeniu gry. Słuchałem jej gdy pisałem tę recenzję.
Rafael Dyll stanął na wysokości zadania, dostarczając utwory w klimacie
elektronicznej muzyki z lat 80-90. Każdy z nich jest dobrze dopasowany
do danej lokacji i pozwala jeszcze bardziej wczuć się w klimat. Wiele z
tych kawałków wciąż „siedzi” mi w głowie i zapewniam Was, że po
ukończeniu gry będziecie mieli podobnie.
Podróż, która kończy się zbyt szybko
Po zaliczeniu wszystkich 11 poziomów pozostał lekki niedosyt. Najwięcej
czasu może zająć pierwsze przejście, rozeznanie lokacji, nauczenie się
sposobów na pokonanie bossów. Pewnym przedłużeniem rozgrywki jest
odkrywanie sekretnych lokacji, które zazwyczaj zawierają duże diamenty,
których skompletowanie wynagradzane jest kolejną kontynuacją. Dodatkową
motywacją dla posiadaczy wersji dla PS4 może okazać się do zdobycia
platynowe trofeum. Gunlord X jest dobrą propozycją dla
osób, które uwielbiają eksplorację i przechodzenie gry z jak najlepszym
wynikiem czasowym. Po ukończeniu gry odblokowany zostaje tryb speedrun i
mierzony jest czas przejścia każdej lokacji jak i całej gry.
Stara szkoła w dobrym stylu
Gunlord X okazał się dla mnie miłym zaskoczeniem, godnym następcą Turricana
i przede wszystkim udanym powrotem do lat, w których zaczynałem swoją
przygodę z grami. Jeśli jesteś fanem Metroida i platformówek 2D,
zorientowanych na szybką akcję, to nie musisz szukać dalej – ta gra
zapewni Ci same przyjemne chwile od początku do końca. Starsi gracze
będą mieli podwójną frajdę, wyłapując wiele nawiązań do Turricana
i wspominając z nostalgią lata 90. Przygody kosmicznego wojownika
idealnie wpasowują się do przenośnego formatu, pozwalając na krótkie
sesje pomiędzy większymi tytułami. Dla fanów retro i „amigowych” klimatów to bez dwóch zdań obowiązkowy tytuł w bibliotece Switcha.
Ocena: 8.0Plusy
Minusy
- Wciągająca, prosta, ale wymagająca rozgrywka
- Projekty poziomów
- Ścieżka dźwiękowa
- Oprawa graficzna stylizowana na 16-bitowe produkcje
- Zbyt szybko się kończy
Prześlij komentarz