Mobilna Zelda – taka łatka przylgnęła do pierwszej części Oceanhorn: Monster of Uncharted Seas
i nie ma co się ku temu dziwić, bo inspirację kultową produkcją od
Nintendo widać niemal na każdym kroku. Twórcy mieli jednak większe
marzenia i ambicje, które udało im się urzeczywistnić w drugiej
odsłonie, przenosząc rozgrywkę (dosłownie i w przenośni) w nowy wymiar.
Akcja Ocenahorn 2: Knights of the Lost Realm
umiejscowiona jest tysiąc lat przed wydarzeniami z pierwszej części.
Znajomość poprzedniczki nie jest szczególnie wymagana, ale na pewno
pomoże szybciej odnaleźć się w tym uniwersum. Fani cyklu odkryją wiele
nawiązań do „jedynki”, co pozwoli im spojrzeć z innej perspektywy na
późniejsze wydarzenia. Przedstawiona historia jest na tyle złożona i
intrygująca, że z wielką przyjemnością śledziłem kolejne wydarzenia i
zwroty akcji. Tym razem w odkrywaniu sekretów ogromnego świata Gaia
pomogą nam dwaj wierni towarzysze: Trinity, która jest potomkiem wielkiego wynalazcy i władcy Arkadii – Archimedesa i Gen
– tajemniczy robot, dzierżący stary, samurajski miecz. Więcej o tej
dwójce dowiemy się w miarę poczynionych postępów w grze. Gen i Trin nie
tylko wspierają nas w walce, możemy im wydawać komendy – co jest
niezbędne przy zagadkach, gdzie wymagana jest dodatkowa pomoc np.
równoczesne aktywowanie dwóch przycisków itd.
Największą widoczną różnicą w stosunku do pierwszej części jest oprawa graficzna. W Oceanhorn 2
twórcy zafundowali graczom skok w pełne 3D i jednocześnie wiele swobody
w eksploracji. W porównaniu do poprzedniej odsłony, w której do
zbadania było kilka małych wysp, świat w recenzowanym prequelu jest
ogromny. Grafika tryskająca żywymi kolorami wręcz zachęca do
eksplorowania ciekawych miejsc, jakie skrywa Gaia i wygląda obłędnie na
iPadzie – wystarczy tylko spojrzeć na zrzuty ekranu. Twórcy zadbali o
różnorodność lokacji. Tytułowi rycerze będą przemierzać lasy, dżunglę,
jaskinie, ruiny, zaśnieżone szczyty czy tajemniczą fortecę. Muzyka w
zależności od danej lokacji jest dobrze dopasowana i dopełnia klimatu.
Uważni gracze, którzy skończyli pierwszą część, na pewno rozpoznają od
razu utwór przygrywający w barze. Jeśli chodzi o sterowanie, deweloperzy
dali do wyboru: dotykowe lub kontroler fizyczny. W obu przypadkach
kontrola nad głównym bohaterem odbywała się bez problemów, ale dla
takiej gry zdecydowanie warto skorzystać np. z DualShocka 4 (co
umożliwia już bezproblemowo iOS 13). Ja używam pada SteelSeries Nimbus i
ani razu się nie zawiodłem. Wszystko działa tak, jak należy.
Jeśli ktoś ma obawy związane z otwartym światem, to od razu uspokajam.
Nie jest on na tyle wielki i monotonny, że będziemy chodzić znudzeni bez
celu przez wiele godzin. Możemy (jeśli chcemy dać sobie spokój ze
zbieractwem i aktywnościami pobocznymi) ograniczyć się tylko do głównego
wątku, którego ukończenie zajęło mi około 16 godzin. Przyznam, że ani razu się w tym czasie nie nudziłem.
Twórcom udała się niebywała sztuka tak rozpisania scenariusza, że
ciągle dzieje się coś interesującego i takie tempo jest utrzymane aż do
końca gry. Poziom trudności podobnie jak w pierwszej części jest
odpowiednio wyważony. Walki nie są trudne, ale to nie znaczy, że
machając mieczem na lewo i prawo szybko rozprawimy się z przeciwnikami.
Tutaj deweloperzy wymuszają na graczu obranie odpowiedniej strategii,
więc w pojedynkach często będziemy korzystać z uskoku i uników – co
tyczy się również ekscytujących walk z bossami, gdzie na każdego trzeba
obrać inną strategię. Podobnie jak w serii The Legend Of Zelda nie
zabraknie zagadek logicznych. Większość z nich nie powinna sprawić
trudności, chociaż zdarzyła mi się jedna, zmuszająca do dłuższego
zastanowienia łamigłówka. Głównym orężem naszego wojownika jest miecz,
ale do dyspozycji ma też caster, czyli broń palną i magię, która nie
tylko daje wsparcie w walce, ale dzięki odpowiednim żywiołom staje się
wręcz niezbędna do utorowania sobie drogi np. przedostania się na drugi
brzeg. Przez większą część podróży będziemy poruszać się pieszo, ale nie
zabraknie takich atrakcji jak szaleńcza ucieczka na ścigaczu czy lot
wielkim statkiem powietrznym. Gdy zdobędziemy już sprzęt do nurkowania,
stanie przed graczem otworem podwodny świat. Większe odległości i
niedostępne miejsca da się pokonać dzięki hakowi z liną, który np. w
dżungli staje się wręcz niezbędny.
Oceanhorn 2 okazał się dla mnie bardzo miłym
zaskoczeniem. W tej grze po prostu czuć, że uczestniczy się w wielkiej
przygodzie i dzięki dynamicznie zmieniającym się wydarzeniom, te
kilkanaście godzin minęło mi niezwykle szybko. Pomimo rozwoju bohatera
opartego o podnoszenie poziomów, grind jest tutaj praktycznie nieobecny,
a walki z bossami potrafią dać dużo satysfakcji. Twórcom udało się
wszystko niemal idealnie spiąć w jedną bardzo dobrze działającą całość.
Produkcja od studia Cornfox & Brothers to przede wszystkim
eksploracja, walki z przeciwnikami i rozwiązywanie zagadek z
interesującą fabułą w tle. Dawno się tak świetnie nie bawiłem i z wielką
chęcią wrócę raz jeszcze do tego świata, aby zaliczyć wszystkie zadania
poboczne i pozbierać poukrywane znajdźki. Czy jednak grze od
finlandzkiego studia nie da się nic zarzucić?
Jak to mawiają – nie ma róży bez kolców i tak też jest w tym przypadku.
Przysłowiowym „kolcem” okazała się dla mnie końcówka gry. Nie wiem do
końca jak interpretować zakończenie, bo dla mnie pozostawiło spory
niedosyt, a że jest to kwestia, w której łatwo otrzeć się o spoilery,
ostateczny werdykt zostawiam Wam. Nie zmienia to jednak faktu, że Oceanhorn 2 bardzo dobrą grą jest
i mam nadzieję, że podobnie jak z poprzedniczką, ten tytuł zostanie
wydany z czasem na konsole i PC, bo w pełni zasługuje na to, aby poznało
go jak najwięcej graczy.
Ocena: 9.0Plusy:
- Oprawa graficzna
- Bardzo przyjemna, niepozwalająca na nudę rozgrywka
- Różnorodne lokacje, mnóstwo ciekawych miejsc do odwiedzenia
- Pomysłowe zagadki logiczne
- Intrygująca historia
Minusy:
- Zakończenie pozostawia spory niedosyt
Prześlij komentarz