Rajska wyspa, piękne widoki i beztroski wypoczynek w luksusowym
kurorcie. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pewne, niespodziewane
wydarzenie, które zamieniło sielankowy nastrój w wielką przygodę. Tym
razem nie będzie dane Shantae wygrzewać się na
skąpanych w słońcu plażach – chyba że… uratuje wszystkie swoje
współtowarzyszki, które zniknęły bez śladu w czasie inauguracyjnego
występu. Tak oto zaczyna się piąta gra z serii Shantae, której pierwsza część miała swój debiut w 2002 roku na konsoli GameBoy Color.
Przyznaję się bez bicia, że jakoś tak
się złożyło, że nie było mi dane ograć poprzednich odsłon, więc nie
znajdziecie w tym tekście porównań czy odniesień do innych gier z tej
serii. Jako fan platformówek 2D postanowiłem jednak sprawdzić ten tytuł –
tym bardziej że producent WayForward Technologies Inc. stoi za takimi
solidnymi produkcjami jak Contra 4, Duck Tales: Remastered czy Mighty Switch Force Collection.
Shantae and the Seven Sirens
ukazała się najpierw na platformie Apple Arcade i następnie zawitała na
konsole i PC. Przygodę zaczynamy od eksploracji wyspy, która jak się
później okaże, skrywa wielkie tajemnice. Odwiedzanie kolejnych jej
zakątków jest pretekstem do zdobywania nowych umiejętności, które
pozwolą nam utorować drogę do wcześniej niedostępnych miejsc. Przygody
sympatycznej półdżinki można zaklasyfikować jako platformówkę
2D z elementami metroidvanii. Dla starych wyjadaczy gatunku gra może
okazać się za prosta, a pewne jej elementy schematyczne do bólu. Po
pokonaniu bossa i uratowaniu jednej ze współtowarzyszek główna bohaterka
nabywa nową umiejętność, która pozwala jej zbadać nowe obszary i ten
schemat powtarza się właściwie przez całą grę. Brakuje mi tutaj elementu
zaskoczenia, czegoś, co bardziej zaangażowałoby mnie do rozgrywki.
Podobała mi się przedstawiona historia, która była pełna zabawnych
momentów i ekscentrycznych postaci – Squid Baron i odniesienia do Dragon
Balla – podobnych smaczków znajdziecie więcej. Interesująco wypadają
umiejętności, które aktywowane są przy pomocy tańców. Przebijanie się
przez ściany, pływanie w wodzie, czy umiejętność polegająca na
odkrywaniu ukrytych platform, wnoszą duże urozmaicenie do rozgrywki. Na
plus można zaliczyć także walki z bossami. Kluczem do zwycięstwa jest
znalezienie słabych punktów oponenta i następnie skorzystanie z
odpowiedniej umiejętności. Standardową bronią dzielnej półdżinki
są jej… włosy. Machając nimi niczym biczem, czyścimy lokacje z wrogo
nastawionych stworów zamieszkujących wyspę. Podczas eksploracji możemy
liczyć na różnej maści wspomagacze takie jak szampon, dzięki któremu
zadawane obrażenia są jeszcze większe czy odżywka do włosów, która
powoduje, że Shantae jeszcze szybciej nimi chłosta napotkanych wrogów. W
sklepiku na wyspie możemy uzbroić się w bomby, rakiety
samonaprowadzające czy leczące eliksiry. Wszystko byłoby dobrze, gdyby
te elementy nie zaburzały balansu gry. Protagonistka staje się szybko
zbyt potężna, co może graczy żądnych wyzwań skutecznie zniechęcić.
Pomimo tego istotnego mankamentu w Shantae and the Seven Sirens
grało mi się bardzo przyjemnie – być może wpływ na to miała
kreskówkowa, tryskająca żywymi kolorami oprawa graficzna i przykuwające
oko, bardzo płynne animacje postaci. Lokacje w grze są różnorodne,
chociaż miałem wrażenie, że tła są mało szczegółowe. Warto wspomnieć, że
nie tylko czołówka jest animowana, ale gracz wynagradzany jest scenkami
przerywnikowymi w kluczowych momentach. Muzyka przywołuje natychmiast
wspomnienia z ośmiobitową konsolą Nintendo Entertainment System (NES).
Charakterystyczny styl chiptune sprawia, jakbyśmy się cofnęli do lat
80-90 kiedy to układy dźwiękowe w komputerach domowych czy konsolach,
generowały właśnie takie surowe dźwięki, które na nowo zaaranżowane mają
swój urok.
Odkrycie tajemnicy wyspy i uratowanie współtowarzyszek za pierwszym
razem zajęło mi około 9 godzin. Przy drugim podejściu, gdy byłem już
obeznany z układem lokacji, czas ten zmniejszył się do 6 godzin.
Poruszanie się po wyspie znacząco ułatwia system teleportów, więc
backtracking nie jest w tym tytule bardzo dokuczliwy. Dla poszukiwaczy
skarbów i graczy, którzy nie spoczną, dopóki nie przetrząsną każdego
zakamarka, do odnalezienia czeka wiele ukrytych znajdziek. W grze do
zdobycia są także karty kolekcjonerskie, które wypadają z losowo
pokonanych przeciwników. Zdobyte karty można używać w różnych
kombinacjach (maksymalnie 3 karty na raz), co pozwala na aktywację
różnych pasywnych zdolności.
Shantae and the Seven Sirens od pierwszych chwil
urzekła mnie beztroskim, wakacyjnym klimatem i taki też jest ten tytuł –
lekki, łatwy i przyjemny. Czasami wydawało mi się, że zbyt łatwy i
schematyczny. Widać to szczególnie po ostatniej, finałowej lokacji gdzie
wyraźnie jest odczuwalne, że twórcom zabrakło już pomysłów i poszli na
łatwiznę. Największym urozmaiceniem rozgrywki są specjalne umiejętności
protagonistki, które zdobywa stopniowo, ocalając swoje przyjaciółki.
Wiercenie w ziemi, przebijanie się przez skały czy pływanie żabą,
stanowią pewną odskocznię od monotonnej eksterminacji wrogo nastawionych
przeciwników, rojących się po całej wyspie. Interesujące okazały się
walki z bossami, w których twórcy zabłysnęli pomysłowością. Każda
tytułowa syrena posiada swoje słabe punkty i za każdym razem musimy
obmyślić inną strategię. Tytuł z pewnością spodoba się graczom, którzy
chcą przyjemnie spędzić czas bez frustracji spowodowanej wysokim
poziomem trudności. Starzy wyjadacze szukający wyzwania i innowacyjności
tego w tym tytule nie znajdą. Shantae and the Seven Sirens
sprawiła mi sporo frajdy, ale przyznam, że pod koniec gry przygoda
zaczęła mnie nużyć, być może miał na to wpływ wspomniany balans gry i
jej schematyczność. Nie mniej jednak miłośników uroczej półdżinki
nie muszę zachęcać do sprawdzenia tego tytułu – główna bohaterka ma w
sobie tyle uroku, że jej taniec brzucha może skusić nie tylko fanów
platformówek.
- Oprawa graficzna i animowane przerywniki filmowe
- Różnorodne lokacje
- Humor
- Umiejętności specjalne urozmaicające rozgrywkę
Minusy
- Dla osób szukających wyzwań może okazać się zbyt łatwa i monotonna
- Nie wybija się oryginalnością spośród wielu innych platformówek
Prześlij komentarz