Problemy, jakie towarzyszyły deweloperom z Frozenbyte przy produkcji Trine 3
i w rezultacie chłodne przyjęcie tego tytułu przez graczy, rodziły
uzasadnione obawy, że już nie będzie mi dane wyruszyć w kolejną przygodę
ze zgraną trójką bohaterów. Na szczęście twórcy nie powiedzieli jeszcze
ostatniego słowa, zakasali rękawy i ku zaskoczeniu wielu fanów
zapowiedzieli czwartą odsłonę serii.
Tym razem, zamiast ratować królewnę (jak w Trine 2),
autorzy odpowiedzialni za scenariusz postanowili wyłamać się z
oklepanego schematu i dla odmiany wyruszamy na ratunek księciu
Seliusowi, który, choć ma talent do magii, to jest, delikatnie ujmując,
„nieprzewidywalny”. Nie mogąc okiełznać magicznej, mocy staje się jej
niewolnikiem, a spędzające mu sen z powiek koszmary, wkrótce zaczynają
się materializować. Zoya, Amadeus i Pontius ponownie spotykają się i
wyruszają w pogoń za zaginionym księciem.
Pierwsze
spędzone z grą chwile nasuwają jedno skojarzenie – Trine 2. Podobnie
jak „dwójce” przechodzimy przez samouczek dla każdej postaci, zapoznając
się z jej umiejętnościami. Twórcy wyciągnęli wnioski i zrezygnowali
całkowicie z trójwymiaru, powracając do tego, co się sprawdziło i za co
pokochali serię fani, czyli 2,5D. Bez cienia wątpliwości Trine 4: The Nightmare Prince
jest najładniej wyglądającą odsłoną serii. Wystarczy popatrzeć na
screeny, choć te w pełni nie oddają tego, co dzieje się na ekranie.
Czasami zatrzymywałem się na chwilę, aby zobaczyć co dzieje się na
drugim planie. Widać ogrom włożonej pracy, lokacje są bardzo szczegółowe
i różnorodne. Przyjdzie nam odwiedzić łącznie 17 rozległych obszarów.
Będziemy przemierzać skaliste wrzosowiska, mieniące się złotymi liśćmi
ogrody czy klimatyczne lasy skąpane w blasku księżyca. Po drodze
napotkamy wielu leśnych przyjaciół, którzy odwdzięczą się za okazaną
pomoc. Muzykę ponownie napisał Ari Pulkkinen, stając na wysokości
zadania. Soundtrack buduje odpowiedni nastrój, dopełniając bajkowego
klimatu tej produkcji. O oprawie graficznej i muzyce w Trine 4 można pisać jeszcze długo same dobre rzeczy, ale co z najważniejszym elementem, czyli rozgrywką ?
W Trine 4: The Nightmare Prince
nie zabraknie atrakcji dla zbieraczy i poszukiwaczy skarbów. Niektóre
znajdźki są tak sprytnie poukrywane, że często łapałem się na tym —
jakie to było proste. W trudno dostępnych miejscach poukrywane są listy,
które w zabawny sposób luźno nawiązują do fabuły. Jeśli coś przeoczymy,
to zawsze możemy wrócić do wybranego fragmentu gry — jest to o tyle
wygodne, że nie jest wymagane przechodzenie całego poziomu w celu
zdobycia brakujących przedmiotów do kolekcji. Pomimo kilku zgrzytów w kwestii rozgrywki, czas z Trine 4: The Nightmare Prince upłynął
mi bardzo przyjemnie. Różnorodność lokacji i baśniowy klimat, jaki
dostarczają, nie pozwalają oderwać się od konsoli. Warto czasami
posłuchać rozmów pomiędzy bohaterami podczas wędrówki. Niektóre wywołują
uśmiech na twarzy, są też odniesienia do poprzednich części. Twórcy
postanowili nie eksperymentować i postawić na sprawdzone pomysły,
dodając nowe umiejętności, które wnoszą powiew świeżości do rozgrywki. Trine 4 żadną rewolucją nie jest, ale przywróciło serię na właściwe tory.
Gra mogłaby być odrobinę trudniejsza, a zagadki bardziej pomysłowe i
złożone. W tej kwestii wciąż pozostaje duże pole do popisu dla twórców.
Miejmy nadzieję, że jeśli ukaże się dodatek, to będzie już tylko lepiej.
Jeśli
tylko chcemy, baśniowe krainy możemy przemierzać w towarzystwie innych
graczy. W kwestii rozgrywki wieloosobowej gra oferuje kooperację
„kanapową” dla maksymalnie 4 graczy i multiplayer sieciowy również do 4
graczy. W grze, kładącej nacisk na wysilenie szarych komórek z
wykorzystaniem postaci o różnym wachlarzu umiejętności taki tryb
kooperacji to duży plus.
Ocena: 7.5
Prześlij komentarz