Mam słabość do produkcji, które inspirowane są latami osiemdziesiątymi. Neonowe kolory, pieszczące ucho elektroniczne brzmienia i mnóstwo nawiązań do popkultury z tamtych czasów – to wszystko sprawia, że trudno mi się oprzeć i nostalgia zawsze bierze górę. O przygodach zabójcy-samuraja, dręczonego przez nocne koszmary słyszałem wiele dobrych opinii i mnóstwo zachwytów. Postanowiłem w końcu wziąć sprawy w swoje ręce, naostrzyć katanę i wyruszyć do New Mecca, aby stawić czoło mrocznej przeszłości.
Na samym początku przygody możesz czuć się trochę zagubiony(a), bo twórcy celowo chcą zabawić się z Tobą w kotka i myszkę. Jako samuraj-zabójca dzierżący katanę wykonujesz kolejne zlecenia, zaliczając w międzyczasie wizyty u swojego psychoterapeuty. Za każdym razem gdy w wolnej chwili odpalałem ten tytuł, zastanawiałem się, co mnie tak naprawdę przyciągnęło do tej produkcji - czy była to zagadkowa, intrygująca od pierwszych chwil fabuła czy też bardzo wymagająca, ale z drugiej strony cholernie satysfakcjonująca rozgrywka. Po ukończeniu gry wiedziałem już, że umiejętne połączenie obu tych elementów sprawiło, że Katana ZERO jest tytułem, obok którego nie sposób przejść obojętnie.
Zacznijmy od rozgrywki, bo ta sprawiła, że im więcej czasu spędziłem z tym tytułem, tym bardziej doceniłem geniusz twórców w tej kwestii. Krótkie, ale wymagające lokacje sprawią, że będziesz ginąć często, ale ku mojemu zaskoczeniu wcale mnie to nie zniechęciło a wręcz przeciwnie - bardzo zmotywowało do spróbowania czegoś innego. Porażka uczy sukcesu – to stwierdzenie idealnie wpasowuje się w to, z czym będziesz miał(a) do czynienia. Katana ZERO jest pozornie trudną, dwuwymiarową platformówką z dorzuconymi elementami skradanki. Nie zawsze Twoim celem będzie rzeźnia sprowadzająca się do wybicia każdego przeciwnika, który czai się za rogiem. Twórcy dla odmiany przygotowali misje, w których bardziej niż umiejętność wymachiwania kataną będą pożądane takie cechy jak cierpliwość i spryt. Wtopienie się w tłum w dyskotece, czy ucieczka z więzienia to typowe segmenty skradankowe, w których niczym Snake z Metal Gear Solid będziesz musiał(a) wyczuć odpowiedni moment. Celowo napisałem, że gra jest pozornie trudna, bo gdy wyciągniesz wnioski ze swoich błędów i rozeznasz się w dostępnych możliwościach, to przechodzenie kolejnych lokacji będzie dla Ciebie niczym jak krojenie masła ostrą kataną – no może trochę przesadziłem. W każdym razie jak już poznasz zachowania poszczególnych adwersarzy i układ lokacji, to rozgrywka nie będzie dla Ciebie stanowić większego wyzwania. Właściwe korzystanie z umiejętności, jaką jest spowalnianie czasu, może dać Ci sporą przewagę – ten atut jest zresztą wpisany w fabułę gry, o czym przekonasz się, odkrywając stopniowo, co tak naprawdę się wydarzyło. Z doświadczenia wiem, że duży wpływ na powodzenie misji będzie miał Twój refleks i szybkość w działaniu. Czasami ułamek sekundy może być decydujący.
Dla mnie dużym plusem tej produkcji jest to, że prawie każdą lokację można przejść na kilka sposobów. Niektóre poziomy są tak zaprojektowane, że do ich zaliczenia mogą prowadzić różne drogi. Nie bez znaczenia porozsiewane są tu i ówdzie przydatne przedmioty, którymi możemy np. ciskać w natarczywych przeciwników. Niezwykle przydatne okazały się dla mnie granaty dymne pozwalające przedrzeć się przez sekcje, w których roiło się od groźnych przeciwników - szczególnie tych z bronią palną. Innym satysfakcjonującym gadżetem destrukcji okazał się
mój ulubiony odpalany zdalnie ładunek wybuchowy, zdolny posłać na tamten
świat przeciwników umiejscowionych najczęściej w niekorzystnych dla gracza
pozycjach. Pamiętaj, że w Katana ZERO wystarczy jedno zadane przez przeciwnika obrażenie i powtarzasz misję od ostatniego punktu kontrolnego. W niektórych etapach twórcy w celu urozmaicenia rozgrywki zadbali o takie atrakcje jak szalona jazda pędzącym wagonikiem, czy ucieczka na motocyklu w towarzystwie oprychów strzelających do naszego bohatera ze wszystkich stron.
Dar, który stał się przekleństwem
Możliwość zwalniania czasu i tym samym przewidywanie ruchów przeciwnika daje sporą przewagę w walce, ale czy bycie niewidzialnym i związane z tym konsekwencje czynią bezimiennego protagonistę w kimono szczęśliwym z tego powodu?
Przyjrzyjmy się bliżej fabule i bez ocierania się o spoilery odpowiedzmy sobie na pytanie co takiego stanowi o jej wyjątkowości. Twórcy bez wątpienia zaimponowali mi sposobem, w jaki przekazali emocje kryjące się za narracją. Przypadkowe spotkanie z weteranem wojennym, mała dziewczynka, która nagle znalazła się w miejscu, w którym być nie powinna czy psychopatyczny i sadystyczny szaleniec. Wszystkie te postacie drugoplanowe i wydarzenia pozornie niemające związku z głównym wątkiem z czasem nabierają innego znaczenia i stają się pasującymi elementami do tej skomplikowanej układanki. Chociaż historia przedstawiona w Katana ZERO nie jest znowu jakaś odkrywcza, to jej realizacja choćby poprzez rozmowy i wybór odpowiednich kwestii dialogowych jest interesujący. Na początku każdej rozmowy zwykle pojawiają się opcje wyrażające negatywne uczucia, nie koniecznie pożądane - nawet możemy przerywać rozmówcy, ale po dłuższym zastanowieniu dostępne stają się nowe kwestie dialogowe, które mogą diametralnie zmienić przebieg rozmowy. Niestety, dialogi tak naprawdę nie mają większego wpływu na główny wątek (poza kilkoma wyjątkami), który biegnie z góry ustalonym torem. Pewne wydarzenia mogą potoczyć się inaczej, ale w przypadku tego tytułu bardziej chodzi o wbicie upragnionego trofeum niż wywrócenie całej historii do góry nogami.
Emocje ukryte w pikselach
Nie da się ukryć, że coraz więcej twórców niezależnych chętnie wykorzystuje stylistykę piksel artu w swoich produkcjach. Czasami ma to głębsze uzasadnienie, a czasami jest to robione wręcz na siłę i zniechęca skutecznie do takich tytułów - to jednak wywód na osobny artykuł. W Katanie ZERO piksel art w pewien sposób potęguje klimat i emocje robiąc to bardzo sugestywnie. Lokacje są rożnorodne, ale wspólnym ich mianownikiem jest inspiracja latami osiemdziesiątymi – nawet wybór danego poziomu zrealizowany jest poprzez włożenie wybranej kasety VHS do magnetowidu. Podobne zabiegi graficzne nawiązujące do retro pojawiły się w recenzowanej wizualnej noweli A Summer’s End: Hong Kong 1986. Dzielnica Chinatown, klub Neon, czy Hotel Murdower z recepcjonistką zakręconą na punkcie cosplayu i anime – każda z tych miejscówek robi klimat, a bardziej spostrzegawczy gracze na pewno wyłapią tu i tam wiele nawiązań do popkultury. Mroczna atmosfera i dążenie protagonisty do odkrycia prawdy w myśl zasady po trupach do celu, znalazły swoje odzwierciedlenie w brutalności wylewającej się z ekranu. Często po wyczyszczeniu danej lokacji z przeciwników, na ścianach pełno jest dookoła rozbryzganej krwi. Niektórzy delikwenci, z jakimi wdamy się w rozmowę, nie przebierają w słowach, co tylko potęguje atmosferę tego bezwzględnego i bezdusznego świata.
W klimacie neonoir i dźwiękach synthwave
Jeśli czytałeś (aś) inne moje recenzje to pewnie wiesz już, że często dużo uwagi poświęcam w nich muzyce. Niektóre ścieżki dźwiękowe w grach to małe arcydzieła - są tak dobre, że chce się ponownie do nich wracać. Nie inaczej jest z Katana ZERO. Muzyka autorstwa Ludowica i Billa Kileya stawia przysłowiową kropkę nad i spinając klamrą wyjątkową atmosferę, jakiej doświadczysz w tym tytule. Synthwawe, ambient, jazz czy brzmienia inspirowane orientalną muzyką spełniają swoje zadanie poprzez pompowanie adrenaliny podczas intensywnej rozgrywki lub zmuszają do refleksji w momentach, w których na chwilę łapiemy oddech.
Uzależniająca, frustrująca i genialna w swej prostocie
Katana Zero potrafi dać w kość, ale jednocześnie w tym tkwi jej piękno. Syndrom jeszcze jednego podejścia sprawi, że szybko się uzależnisz i będziesz próbował(a), dopóki nie zobaczysz napisów końcowych. Rozgrywka jest bardzo prosta w swoich założeniach, ale jej perfekcyjne opanowanie może być dla niektórych dużym wyzwaniem. Dla speedrunnerów będzie to pozycja wręcz idealna – po ukończeniu gry odblokowany zostanie specjalny tryb umożliwiający rozgrywkę, której celem będzie osiągnięcie jak najlepszego wyniku czasowego. Motywacją do jej ukończenia na pewno jest również wciągająca narracja i w rezultacie odkrycie mrocznej przeszłości targanego koszmarami protagonisty, co nie powinno Ci zająć więcej niż trzy wieczory. Produkcja od Askiisoft wypełniona po brzegi szybką i brutalną akcją w towarzystwie fantastycznej ścieżki dźwiękowej była dla mnie niezwykłym i intensywnym doświadczeniem. Jeśli szukasz wyzwania z ciekawą i mroczną historią w tle, to zdecydowanie warto dać tej grze szansę.
Prześlij komentarz