Wrzesień zaskoczył mnie pozytywnie wysypem dobrych gier. Godne uwagi tytuły pojawiły się niczym grzyby po deszczu, a ja nawet nie mam czasu tym wszystkim się nacieszyć. Po ukończeniu Grisaia: Phantom Trigger Vol.4 natychmiast pobiegłem w kierunku zamku Drakuli, aby w Castlevania: Grimoire Of Souls rozprawić się z armią krwiożerczego wampira. Gdy nie poluję na potwory, to wsiadam za kółko i ścigam się, rozbijając przy okazji samochody w Asphalt 8: Airborne+. Eastward stał się moim wehikułem czasu, który pozwolił mi uciec w cudowne retro klimaty gdzie zewsząd rozbrzmiewa chiptune, a ciekawy pixelartowy świat sprawia, że nie chce się go opuszczać.
❱❱ tandiblue.pl ma już ponad rok ❱❱ Blog
Nigdy nie wybiegałem daleko w przyszłość i nie wyobrażałem sobie, jak ten blog będzie wyglądał za rok, za dwa czy za pięć lat. W każdym bądź razie jestem zadowolony z tego co udało mi się osiągnąć, zapełniając to miejsce głównie recenzjami moich ulubionych gier. Chciałbym, aby tekstów było więcej i pojawiły się także recenzje planszówek, ale chyba musiałbym tylko non stop grać i pisać, a gdzie jeszcze spanie, praca i inne obowiązki? Mam nadzieję, że jakiś tam wycinek z rodzących się w żabiej głowie planów uda mi się zrealizować i może wytrwam w mocnym postanowieniu następne dwanaście miesięcy. Domena wykupiona na kolejny rok, więc nie ma co się opierdzielać - małymi krokami, ale zawsze do przodu. Niech Żabi Staw rośnie w siłę!
❱❱ Wrześniowe zakupy ❱❱ Kolekcja
Jak to się mogło stać, że wycisnąłem wszystko z Final Fantasy Tactics A2: Grimoire Of The Rift i Final Fantasy XII: Revenant Wings, a jeszcze nie ograłem dania głównego, czyli Final Fantasy XII? Edycja The Zodiac Age już kupiona, więc czas to naprawić i jednocześnie będzie to bardzo dobra okazja, aby powrócić do tego ciekawego świata, jakim jest Ivalice.
Do mojej amiibowej drużyny dołączył Simon Belmont, którego kupiłem pod wpływem ekscytacji Castlevania: Grimoire Of Souls. Wolałbym figurkę działającej na wyobraźnie Shanoy, albo ulubionego Alucarda, ale Simon też się nada jako ochroniarz Żabiego Stawu przed zakusami Lorda Bociana!
❱❱ Castlevania: Grimoire Of Souls ❱❱ Apple Arcade
Gdy pierwszy raz zobaczyłem zapowiedź tej produkcji w Apple Arcade, to wydawało mi się, że śnię albo mam jakieś żabie zwidy. Castlevania: Grimoire Of Souls pierwotnie była produkcją opartą o model płatności Free To Play. Po anulowaniu projektu, na jakiś czas słuch po nim zaginał i w końcu dostał drugą szansę na platformie Apple. Nasza ukochana branża gier wideo jest nieprzewidywalna i to w niej uwielbiam. Fani wampirzego uniwersum mogą w tej produkcji zakochać się od pierwszego wejrzenia, bo w kwestii klimatu i oprawy audio wizualnej nic tutaj na szczęście nie zepsuto.
Miło, że Simon wpadł - pewnie liczy na zadymę jak za starych dobrych czasów
Atmosfera, jaką zapamiętałem z klasycznych odsłon, wylewa się tu tak gęsto, że wymiękłem już w pierwszych minutach po odpaleniu gry, gdy introdukcja płynnie przeszła do właściwej rozgrywki, a Genya Arikado niczym błyskawica pędził przez znajomy las.
Alucard, co Ty u licha tutaj robisz? Pierwsze słowa, jakie wypowiedziała Śmierć, sprawiły, że nostalgia uderzyła we mnie z impetem niczym bicz Simona Belmonta.
Grimoire Of Souls ocieka fan serwisem i mnóstwem nawiązań do poprzednich odsłon cyklu. Wyłapywanie tych wszystkich smaczków sprawia mi za każdym razem ogromną frajdę. Pojawiają się starzy znajomi i może taka Castlevania All Stars brzmi na początku niewiarygodnie, to jednak dialogi i cała ta fabularna otoczka zgrabnie się spinają ze sobą i są przyjemnym tłem dla wciągającej jak bagno niebanalnej mechaniki, która w tym tytule gra pierwsze skrzypce.
Postanowiłem dosłownie ochłodzić zapędy zadziornego Minotaura
Produkcja od Konami posiada tryb fabularny nazwany przez twórców Quests. Przechodzenie kolejnych poziomów nie tylko sprawi, że nasz bohater będzie coraz potężniejszy, ale co istotne będzie sukcesywnie zdobywał potrzebne materiały na ulepszanie ekwipunku. Szybko przekonałem się, że bez dobrej broni i zbroi daleko nie zajdę. Ma to szczególne znaczenie w walkach z potężnymi bossami, gdzie zadając tylko 1 punkt obrażenia, uświadomiłem sobie, jaki tak naprawdę słaby jest prowadzony przeze mnie pogromca potworów. Ulepszanie ekwipunku nie sprowadza się tylko do prostego podnoszenia jego poziomu. W sekcji Enchant dzięki pozyskanym duszom możemy uczynić nasz ulubiony oręż jeszcze potężniejszym, wzbogacając go o dodatkowe efekty pasywne, zwiększając obrażenia wykorzystujące moc żywiołów (zdolności specjalne) itd. Postępy w grze wynagradzane są stopniowo odblokowaniem nowych trybów gry i nowymi grywalnymi postaciami z uniwersum Castlevanii.
Rzut oka na mapę i zdobyty ekwipunek
Podobnie jak w typowych produkcjach F2P tak i w tym tytule pojawiają się dzienne i tygodniowe wyzwania, dzięki którym zdobędziemy cenne materiały pozwalające ulepszać broń czy kasę, za którą można kupić np. dodatkowe stroje dla bohaterów. Twórcy zachęcają do regularnej rozgrywki, kusząc bonusami, które otrzymujemy zawsze na początku kolejnego dnia. Jakkolwiek w grze jest sporo naleciałości z modelu F2P, to za wszelkie ulepszenia nie zapłacimy ani grosza, jako że wszystkie gry w bibliotece Apple Arcade pozbawione są mikropłatności. Nie oznacza to, że będzie łatwo. Deweloperzy przemodelowali balans rozgrywki w taki sposób, aby gracze mnóstwo czasu spędzili na ulepszaniu uzbrojenia, a to wiąże się z oderwaniem na chwilę od trybu fabularnego i poznania innych możliwości na rozwój naszych bohaterów, jakie oferuje gra. W Grimoire Of Souls funkcjonuje system gacha przy zdobywaniu ekwipunku, więc przyda się również odrobina szczęścia.
Komitet powitalny przed zamkiem Drakuli
Możemy w każdej chwili wrócić od odwiedzonych już lokacji, aby odnaleźć wszystkie ukryte skrzynie, jakie przeoczyliśmy podczas pierwszego podejścia czy zaliczyć wszystkie wyzwania danego etapu (jeśli nie zrobiliśmy tego wcześniej). Podoba mi się mechanika manipulowania poziomem trudności na zasadzie coś za coś. Przykładowo zrezygnowanie z odnawiania zdrowia sprawi, że wzrośnie prawdopodobieństwo ilości pozostawionych przez wrogów cennych przedmiotów po ich pokonaniu. Podobnie, jeśli zablokujemy odnawianie magii, to zbierzemy więcej dusz potrzebnych na ulepszenia właściwości magicznych broni (Enchant).
Shanoa popisuje się swoimi umiejętnościami specjalnymi
Na początku ogarnięcie całego tego systemu mającego na celu uczynienie naszej postaci na tyle potężnej, aby sprostać wyzwaniom w kolejnych etapach, może wydawać się trochę zagmatwane. Metodą prób i błędów w końcu znajdziemy złoty środek. Trzeba jednak wyraźnie tutaj podkreślić, że jeśli nastawiacie się na kolejną pełnoprawną odsłonę serii, to możecie czuć się lekko zawiedzeni. Nie ma tutaj czegoś takiego jak ogromna lokacja i korzystanie z podręcznej mapy. Jest hub będący naszą bazą wypadową, z którego transportujemy się do tytułowych ksiąg opanowanych przez armię Drakuli. Każda księga to duży obszar podzielony na mniejsze sekcje (poziomy) z bossem na końcu. Na pewno nie zgubicie się, ale w każdej takiej lokacji czekają ukryte skrzynie do zdobycia. Czasami wzorem klasycznych odsłon trzeba będzie odnaleźć przełącznik, który np. aktywuje windę, otworzy drzwi, ale jak już wcześniej wspomniałem, wszystko to jest zrealizowane w o wiele mniejszej skali.
Porządny ekwipunek i ciągłe rozwijanie umiejętności bohatera - bez tego daleko nie zajdziecie
Wykonanie gry stoi na wysokim poziomie. Miejscówki mają swój niepowtarzalny klimat, tła są szczegółowe, a wykonywanie ataków specjalnych wygląda efektownie na ekranie. W tle słychać znajome utwory, więc czego chcieć więcej? Moją uwagę przykuły klimatyczne ilustracje ekwipunku, które można powiększyć i podziwiać w pełnej krasie jak np. pajęczy naramiennik na powyższym obrazku.
Pierwszy główny boss, ogromny nietoperz - nie sprzeda tanio swojej skóry
Udało mi się na razie dotrzeć do Mglistego Miasta (druga księga). Z każdym kolejnym poziomem wrogowie są coraz bardziej agresywni i odporni na zadawane ciosy. W swojej zgranej drużynie mam już pięć postaci z uniwersum i liczę na to, że Konami będzie wzbogacało regularnie grę o nową zawartość (grywalni bohaterowie czy dodatkowe lokacje do zbadania). Najsilniejszą postacią w ekipie, którą obecnie rozwijam jest Alucard na 5 poziomie doświadczenia i 8 poziomie ekwipunku. Podrasowanie ekwipunku to mozolny i czasochłonny proces, ale gra jest na tyle wciągająca, że dzięki dodatkowym trybom urozmaicającym rozgrywkę (Trials, Order) zawsze jest coś do roboty.
❱❱ Eastward ❱❱ Nintendo Switch
Skusiłem się na chwaloną zewsząd produkcję od szanghajskiego studia Pixpil. Właściwie to Eastward posiada wszystko to, co uwielbiam w produkcjach retro. Do tego tytułu przyciągnęła mnie również tajemnicza fabuła i koncepcja postapokaliptycznego świata. Mam już około 3 godziny na liczniku i pierwszego pokonanego bossa za sobą.
Wprowadzenie do Eastward zapowiada wielką przygodę
Bohaterem Eastward jest dzielny górnik John mieszkający w starym, zdezelowanym autobusie. Towarzyszy mu tajemnicza dziewczynka o imieniu Sam, która jak się dowiadujemy z intra, została przez niego pewnego dnia odnaleziona w jaskini. Gdy w kopalni zalęgły się oślizgłe ślimaki, to nie kto inny jak John ruszył ze swoją wysłużoną patelnią, eksterminując niechcianych małych intruzów. Pewne wydarzenia sprawiły, że dwójka bohaterów ucieka na powierzchnie z podziemnego miasteczka, co stanowi jednocześnie początek ich wielkiej przygody.
Dom głównego bohatera, a obok lodówka, dzięki której... możemy zapisać stan gry
Rozgrywka mile mnie zaskoczyła, bo bardzo przypomina klasyczne Zeldy
z widokiem z góry (A Link to the Past, The Minish Cap). Jest sporo
zagadek środowiskowych do rozwiązania. Czasami trzeba podłożyć bombę,
połączyć odpowiedni przewód, czy przesunąć jakiś przedmiot. Nie brakuje odrywających od wątku głównego mini gier. Można zagrać w Earth Born, przypominającego pierwsze jRPGi z czasów NESa czy Game Boya.
Podziemny tunel - lokacja, do której najdalej udało mi w grze jak dotąd dotrzeć
Oprawa graficzna zrealizowana w pixelartowej stylistyce urzeka dbałością o najmniejsze detale.
Dodatkowo efekty oświetlenia potęgują klimat tego zrujnowanego świata. Muzykę do gry skomponował Joel Corelitz (Death Stranding, Hohokum, Halo Infinite).
Brzmienia nawiązujące do chiptune bardzo dobrze wpasowują się w
atmosferę gry. Podobają mi się również efekty dźwiękowe - takie
szczegóły jak fanfary, gdy odnajdziemy jakiś przedmiot przypomniały mi jak
dobrze
bawiłem się grając w dwuwymiarowe Zeldy. Jestem ciekaw, jak dalej
potoczą się losy Johna i Sam i do jakich interesujących miejsc
zaprowadzi ich ta niezwykła podróż. Więcej o Eastward i swoich wrażeniach z gry pewnie napiszę w
przyszłym miesiącu już w formie recenzji, a więc stay tuned!
❱❱ Asphalt 8: Airborne+ ❱❱ Apple Arcade
Asphalt to już
legendarna wyścigowa seria na mobilnym poletku. Każda następna odsłona
tego tytułu jest coraz bardziej rozbudowana i zazwyczaj wyciska ostatnie
soki z urządzeń przenośnych. Nie inaczej jest tym razem z Asphalt 8: Airborne+. Podobnie jak Castlevania: Grimoire Of Souls
ta produkcja również została odpowiednio zaadaptowana do usługi Apple
Arcade poprzez wycięcie mikropłatności i przemodelowanie balansu
rozgrywki.
Odpalamy nitro i jedziemy na pełnej
Zapomnijcie
jednak realizmie i wiernie odwzorowanym modelu jazdy. Twórcy postawili
na dobrą zabawę i efekciarstwo. Pędzimy tyle, ile fabryka dała, co
chwilę odpalając nitro, dzięki któremu możemy wykonywać efektowne
powietrzne ewolucje. Asphalt to arcade w najczystszej postaci z ponad
200 licencjonowanymi furami i masą opcji związanych z ich tuningiem.
Dziewięć sezonów, wyścigi motocyklowe, rajdy mistrzowskie i inne
ciekawe tryby gry tworzą imponującą zawartość, jakiej nie powstydziłyby
się pełnoprawne konsolowe wyścigi. Wymaksowanie tego wszystkiego z
pewnością zajmie mi jeszcze dużo czasu. Tytuł w sam raz na krótkie
kilkunastominutowe sesje, tak dla odprężenia, po ciężkim dniu w pracy.
Każdy sezon obfituje w nowe trasy i auta do odblokowania
Produkcja
o francuskiego dewelopera Gameloft to jedna najładniej wyglądających ścigałek na
iPadzie i co ważne działa bardzo płynie nawet wtedy, gdy na trasie robi
się tłoczno. Uwielbiam to uczucie, jak odpalam nitro i wjeżdżam na
rampę, aby beztrosko przelecieć nad pędzącymi na dole samochodami.
Powoli zbliżam się do końca pierwszego sezonu i jak na razie gra bardzo
wciąga na zasadzie jeszcze tylko jeden wyścig. Kolejny świetny tytuł, dla którego warto subskrybować Apple Arcade.
Prześlij komentarz