Szkolne bójki, nastoletnie romanse i zatargi z wyjątkowo brutalnym i niebezpiecznym gangiem. Wszystko to w pigułce znalazłem w produkcji z czasów, gdy gatunek chodzonych nawalanek święcił swoje triumfy. Nieustraszone i budzące respekt dziewczyny Misako i Kyōko tym razem pojawiają się w staroszkolnej odsłonie serii, wspominając dawne czasy, w których dzielnie wspierały swoich chłopaków.
River City Girls Zero to nic innego jak oficjalna lokalizacja gry Shin Nekketsu Kōha: Kunio-tachi no Banka (新・熱血硬派 くにおたちの挽歌, „The New Hot-Blooded Tough Guy: The Elegy of Kunio and Co.”) wydanej pierwotnie 29 kwietnia 1994 roku przez Technōs Japan Corp na konsolę Super Famicom. Po wielu latach wreszcie zachodni gracze mają niepowtarzalną okazję poznać tytuł, od którego zaczęły się pełne zwrotów akcji przygody zadziornych nastolatek. Projektant gry, Yoshisha Kishimoto udowodnił, że w gatunku, jakim jest beat 'em up znajdzie się miejsce na opowiedzenie emocjonującej historii. Jak na chodzoną bijatykę River City Girls Zero zawiera sporo dialogów, głównie w kluczowych momentach fabuły, co nadaje ulicznym walkom kontekst i cel. Z czasem bardziej sympatyzujemy z bohaterami, a ich los nie jest nam obojętny.
Szkolna bójka może stanowić dobrą rozgrzewkę przed bardziej wymagającymi przeciwnikami.
Historia zaczyna się w momencie, gdy Kunio i Riki zostają wrobieni w ucieczkę z miejsca wypadku. Trafiają za kratki, gdzie szybko dzięki swoim umiejętnościom zyskują szacunek współwięźniów. Koledzy z celi postanawiają wesprzeć bohaterów, stwarzając im niepowtarzalną szansę do ucieczki. Kunio i Riki dają nogę z więzienia z nadzieją na odnalezienie sprawców i udowodnienie swojej niewinności. W tej misji wspierać będą ich tytułowe dziewczyny, zaskakująco nieźle radzące sobie z uciszeniem napotkanych po drodze oprychów.
Kunio i Riki czują się niezbyt komfortowo w więziennych ciuchach. Gdy w końcu przebiorą się w szkolne uniformy, ich repertuar ciosów nieco się poszerzy.
Zanim przejdziemy do rozgrywki, warto wyjaśnić sobie na początku jedną ważną rzecz – River City Girls Zero jest tylko ładnie opakowanym portem gry ze SNES-a ze swoimi zaletami i wadami. Dostajecie właściwie ten sam tytuł co japońscy gracze w 1994 roku z dodanym klimatycznym wprowadzeniem i zakończeniem. Rozgrywka stanowi esencję oldskulowych bijatyk z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Weterani i starzy wymiatacze poczują się tutaj jak w domu, a gracze niebędący przygotowani na sporą dawkę frustracji, rozpieszczeni quality of life mogą się po prostu od tej produkcji odbić.
Przeciwnicy w tej grze to prawdziwe „koksy”, a niektórzy z nich niczym tanki z RPG-ów wstają jak gdyby nigdy nic po sporej ilości przyjętych na klatę ciosów. System walki na początku może wydawać się toporny. W rzeczywistości wymaga od gracza sporej dozy cierpliwości i dokładności. Cała sztuka polega na tym, aby nauczyć się radzić sobie z groźnymi przeciwnikami, trzymając ich na dystans i zaskoczyć niespodziewanym atakiem. Podobało mi się, że wrogowie w dalszych etapach nie nabierali się już na moje spamowanie kopniakiem z wyskoku, robiąc unik, a sporej postury Misuzu szybko mi wybiła z głowy taką strategię. Musiałem pomyśleć o tym, jak zaskoczyć przebiegłego przeciwnika, znaleźć jego słaby punkt i to stanowi mocną stronę River City Girls Zero.
Na początku wcielamy się w jednego z dwóch bohaterów: Kunio albo Rikiego. W dalszej części gry dołączają dziewczyny Misako i Kyōko. Postacie można przełączać dowolnie w locie, ale trzeba pamiętać, że jeśli jedna z nich zginie, to tak, jakby zginęły wszystkie – cofamy się wówczas do ostatniego punktu kontrolnego. Uliczne mordobicie urozmaicono jazdą na motocyklu pomiędzy wybranymi etapami. Przejażdżkę skutecznie utrudniają nam członkowie gangu, którzy aż proszą się o soczystego kopniaka. Trasa zwykle jest najeżona zdradliwymi zakrętami i jeśli wystarczająco wcześniej nie zwolnimy, to jest niemal pewne, że roztrzaskamy się o bandę.
Graficznie River City Girls Zero urzeka swoją dwuwymiarową, szesnastobitową oprawą. Podoba mi się duża różnorodność lokacji i dobrze dobrane żywe kolory. Bohaterowie odwiedzą walący się budynek szkoły, klub nocny, a także park rozrywki, w którym można przejechać się rollercoasterem. Ta nostalgiczna podróż z japońskim krajobrazem w tle na pewno nie zawiedzie fanów retro, którzy mile wspominają chodzone bijatyki z tamtego okresu.
W parku rozrywki będziemy mogli podziwiać widoki z diabelskiego młyna, o ile wcześniej uporamy się z natarczywymi zbirami.
Odpowiedzialne za reedycję tego tytułu amerykańskie studio WayForward wzbogaciło go o animowane przerywniki w formie mangi z dziewczynami w roli głównej. Misako i Kyōko odpalają grę ze swoimi pierwszymi przygodami – fajny zabieg sprawiający wrażenie, że tak naprawdę mamy do czynienia z grą… w grze. Dodatkowo możemy cieszyć się świetnie wykonaną w formie anime czołówką z wokalem Megan McDuffee – mała rzecz a cieszy, tym bardziej że całość zrealizowano w stylu kreskówek z lat dziewięćdziesiątych. Podobnie rzecz ma się z zakończeniem i niezwykle pobudzającym kawałkiem Mean Street, towarzyszącym napisom końcowym – aż chce się ruszać w jego rytmie!
Gdy Misako zobaczyła kartridż z imieniem jej chłopaka na etykiecie, nie było już odwrotu. Zaintrygowana staroszkolnym tytułem natychmiast odpaliła konsolę.
Standardem już stało się wzbogacanie retro produkcji o dodatkowe ustawienia związane z wyborem rozmiaru ekranu, ramek czy nałożenia filtrów graficznych emulujących wyświetlanie obrazu jak na monitorach CRT. Wygodną opcją jest możliwość zapisu stanu gry w dowolnym momencie. W sekcji Extras będziemy mogli ponownie obejrzeć animowane scenki oraz zobaczyć jak prezentuje się instrukcja gry do oryginalnego, japońskiego wydania.
Rozróba przed klubem disco „Almanic”. Wtajemniczeni dobrze wiedzą, że ta nazwa nie jest przypadkowa i nawiązuje do dewelopera odpowiedzialnego za oryginalną wersję gry.
Wielu z Was może zadać sobie pytanie, dlaczego WayForward nie pokusiło się o zrobienie nowoczesnego remake z możliwością wyboru oryginalnej wersji? - tak jak, chociażby zrobiono to w Cotton Reboot! Toporny system walki i przestarzała oprawa graficzna mogą odrzucić tych graczy, którzy oczekiwali doświadczenia tego tytułu w bardziej atrakcyjnej formie. Dodatkowo takie archaizmy jak pojawienie się na ekranie przeważnie tylko dwóch przeciwników, po których pokonaniu walczymy z kolejnymi, często tak samo wyglądającymi oprychami, czynią z czasem rozgrywkę powtarzalną i monotonną.
River City Girls Zero to przede wszystkim produkcja skierowana do fanów serii i retro bijatyk. Tytuł gry jest lekko naciągany, bo tak naprawdę to Kunio i Riki są tutaj gwiazdami i po skończeniu gry odniosłem wrażenie, że dziewczyny, choć miały swoje pięć minut, to jednak pozostały w cieniu swoich chłopaków. Przygody zbuntowanej czwórki nastolatków mają swoje momenty. Historia miejscami sprawia wrażenie naiwnej i niedorzecznej, ale myślę, że w tym szaleństwie tkwi właśnie jej urok. Rozgrywka często bywa frustrująca i niesprawiedliwa, głównie za sprawą nieprecyzyjnego sterowania. Na pewno odnajdą się w niej fani starej szkoły i właściwie tylko oni. Zdecydowanie nie jest to gra dla każdego, tym bardziej że w porównaniu do innych produkcji ze SNES-a nie zestarzała się zbyt dobrze.
Ocena: 7 / 10
| Nintendo SwitchDeweloper: Almanic Corporation / WayForwardWydawca: Arc System Works
Plusy
- Interesująca historia pełna zabawnych i emocjonujących momentów
- Cztery grywalne postacie, które można przełączać dowolnie w locie
- Wymagający system walki zmuszający gracza do znalezienia sposobu na przechytrzenie podstępnych przeciwników
- Różnorodne, kolorowe lokacje
- Świetnie zrealizowane wprowadzenie do gry w formie mangi z dziewczynami w roli głównej i klimatyczna czołówka
- Piosenki napisane i zaśpiewane przez Megan McDuffee
- Możliwość zapisania stanu gry w dowolnym momencie
Minusy
- Toporny i miejscami frustrujący system walki
- Rozgrywka staje się z czasem powtarzalna i monotonna
- Chociaż dziewczyny są grywalnymi postaciami, to nie poświęcono im tyle czasu antenowego jak sugeruje to tytuł gry
- W porównaniu do innych z gier z gatunku beat 'em up wydanych na SNES-a River City Girls Zero prezentuje się przeciętnie i nie zestarzało się zbyt dobrze
Prześlij komentarz